30.12.2009

mailer deamon

jestem wyziębiony od wiatru
od tygodnia od miesiąca gwiazd od słońca
niedoboru spijam wyciąg
z suszonych koszyczków czułostek
wklepuję maskę w skórę twarzy
roztarte korzonki porannych co u ciebie

inhalacje z niewywołanych wspomnień
ślepych przerwanych błon bez pozytywu
w głuszy ciemni chłodni co jest
to
co
to
będzie

masaż odgrzewanymi zapewnieniami
i na kasztany kasztany lalala
twarde nasiona wielkiego drzewa
kładę chorą głowę pod przelew
bez pokrycia transfer w próżne

nacieram na skronie
łojem skundlonych zaprzęgów złowieści
z poduszki na której podaję failure notice
przesyłam podanie intencyjny
list:

czy zdołasz czy zdołasz zanim zliżę
rosół własnej skóry
wrócić po klucz
roześmiać się Teraz to
już no fucking way nie zdążę
odejść zaczekam

przynajmniej do świtu
weź się posuń troszkę
ale mnie zimno telepie

śpisz?

29.12.2009

ogólnie świat jest taki męczący

widziałam kobietę, która zalewała sałatkę pomidorową keczupem. widziałam zakochaną parę, która na randce oglądała film o miłości.

a gdyby wszystko zaczęło nagle być tylko tym, czym jest, i niczym poza sobą?

dosłowność świata domaga się manifestacji. upiorność żelaznej konsekwencji żąda stania się tematem badań nie tylko naukowych. przypadek puszcza się przez filtr gender studies.

więc gdy piszę: TEN FILM, nie dziwi mnie, że ktoś dopisuje po chwili ZNUDZIŁ MNIE, a zaraz za nim, nie wiadomo kiedy, dopisało się jeszcze I KRZESŁO TWARDE BYŁO.

ogólnie świat jest taki męczący. jest tyle strat do powetowania, jest tyle urazów do odnowienia, jest tyle możliwości zjebania wszystkiego! do imentu! spierdolenia roboty!

za parkanem każdej nieuwagi niepowodzenie ostrzy zęby. a potem już tylko leżenie w degrengoladzie z krwi i rozpaczy. gapienie się w puste niebo. pilu pilu, gąski, do domu!

do tego właśnie służy zima.

- trochę rzadki ten sos. jak zupa.
- a co to za różnica, czy sos, czy zupa?
- w sumie - żadna. właściwie to nie ma różnicy nawet pomiędzy "wstawać" a "leżeć w łóżku".

do  tego właśnie służy zima.

25.12.2009

wystarczy chwila nieuwagi w lesie i już poezja rzuca się do gardła

20.12.2009

paczka Marianny

zima. znów na jakiś - nie czas nawet, bo czas musiałby się odmierzać... znów spłynęłam na dno filiżanki. nad złotą obrączką ucha zmierzch purpurowieje przez sen, płytkimi oddechami kaleczy sine usta. spopielone żyłki pompują leniwie truciznę w zdrobniałych dawkach - jednostajnie szorujące podbrzuszem o podłoże słodkie komórki fałszu.

wnucam w ten pejzaż efemeryczne zdania, puste koryta znaków, nanizuję na obumarłe pukle połyskujące guziki dźwięków bez tonacji i klucza. od głównego dendrytu odklejają się włókna ścięgien, parcieją ściągacze mięśni. kręgi rozsypują się błyskotliwie po zimnych kafelkach przeciągu od okna do drzwi. kot zagania je do kąta prychnięciem łapy.

czasem spoza tych szklanych odprysków słychać jakby stukanie kołatką, ale nie po to przecież wynaleziono zimę, by otwierać niezapowiedzianym okolicznościom.

ktoś wsuwa pomiędzy tu a teraz kopertę z błękitnym haftem znaczków.

"Mal,

Moskwa zaczarowała mnie na dłużej, niż planowałam. Tyle tu historii do pozwiązywania w warkocze, sama, jak sądzę, zrozumiesz i wybaczysz. Życzę Ci najweselszych świąt, jakie tylko można.

Twoja
Marianna

P.S. Ale, ale - zapomniałabym o najważniejszym. Młody, twierdzą tu, że zdolny, ale jak znam życie, ocenisz go trafniej sama - musi się gdzieś zatrzymać na ten czas, mam nadzieję, że się polubicie..."

kot posyła mi od drzwi spojrzenie pełne pogardy. w progu obok niego układa się skórzana walizka. obok walizki - para butów, białych i miękkich od śniegu.

- Piotruś.
- Malina.

3.12.2009

pierwsze czytanie

pierwsze czytanie uchylam
od odpowiedzi do odpowiedzi
drogie rówieśnice rumiane uśmiechnięte szczupłe
czy zawsze jest tak że to musi
podobno musi boję się
boję on wsuwa dłoń paznokciem

rozcina karty doprawdy przedziwne pisma
prenumerują bohaterki na tym kontynencie
ale przejdźmy do rzeczy od rzeczy

szminka i lalki i nietzsche i okno
co widzisz z okna, to będzie istotne
i lepiej wybawić ten pokój z luster
będzie nam się odbijać

zrezygnujmy z genealogii przedstaw
krótko charakterystykę swej postaci
kochana redakcjo ratuj
czy prawdą jest powszechne

przekonanie wsuwa nos aż do spojenia
pomiędzy kredowe karty
takie nietrwałe teraz
szycia i grzbiety odklejają się
z łoskotem a okładki mrużą
od słońca do słońca

tyle tu regałów tyle półek
sytuacja jest taka liryczna
słowo - on czyta - rzecz
on czyta - ja piszę - słowo
droga filipinko notuję szeptem
w gardle zasycha dokładnie tak
jak mi to kiedyś obiecałaś

1.12.2009

moje pierwsze posiedzenie

musiało to się stać obok kebaba no bo gdzie sto pięćdziesiąt siedem metrów szarego papieru nie zauważyłam nie zauważyłam wchodzę na salę pełną luster odbierają ode mnie płaszcz i ledwo biorę numerek już wszyscy patrzą na mnie wiem wiem znowu schudłam aż tu nagle brawa jaki manifest prosimy na środek i książę podaje mi dłoń mówi jesteś tego warta marszałek chce cię poznać idziemy książę ja lustra i srajtaśma na sam środek sali idziemy a ludzie sczytują z podłogi zdanie za zdaniem:

"happiness is a warm gun. turpizm is dead. idzie nowe.

jednorazowe naczynia krwionośne (z perforacją na słomkę).  zadbaj, by trafiły do ponownego przerobu.

minister zdrowia ostrzega: turpizm is dead. my, niżej, domagamy się reprezentacji i

nowej literatury konsumpcyjnej
, która byłaby zdolna oddać ducha czasów, w których przyszło nam żryć. ogłaszamy
epokę organo, uniwersalnej przyprawy o unikalnej recepturze, która smakuje GLAMOUR wszystkim
bez kitu. "


- prosimy powiedzieć kilka słów do mikrofonu
- mam na imię magdalena przyjechałam z sochaczewa miłuję przyrodę i staram się ją poznać. interesuję się sportem. w wolnych czasach czytam dobrą literaturę i spaceruję.

Zza kurtyny wybiega pies bez jednej łapy, ale to tym lepiej.
tłum skanduje słowo na s.
[kurtyna]